Niby nic nadzwyczajnego. Zwykły, piątkowy projekt, do którego Niki zapomniała przygotować materiały dzień wcześniej. Spakowałem garść włoczki, parę oczu, bibułę, wstążeczki, wyjęłam drewnianą łychę ze zmywarki i zawiozłam dziecku do szkoły.
Dziś Niki wyjęła kukiełkę z plecaka i doczepiła jej… ręce. Z automatu kukła stała się czarownicą i nabrała charakteru. Zobaczcie.
Article Categories:
Z życia wzięte