Byliśmy dziś z Nicolle na pierwszym szczepieniu. W sumie to na dwóch bo zastrzyki były dwa. Płakałam bo tak mnie za serce ścisnęło jak Niki zaczęła płakać. Wiem i ciągle to sobie powtarzałam, ze to dla jej dobra ale to było silniejsze ode mnie. Musiałam podpisać zgodę na szczepienia bo tu, w Irlandii takie zabiegi nie należą do obowiązkowych. Córcia dostała dwa zastrzyki w obie nóżki. I tak zaoszczędziliśmy dziś 5 ukłuć bo jedna szczepionka byla jakaś skompresowana – 6w1. Jestem pewna, że Ela zrobiła to najdelikatniej jak potrafiła ale Niki i tak była wystraszona … do momentu gdy wyszliśmy z przychodni. Od tamtej pory spała praktycznie do wieczora, a później do rana. Bardziej męczyła ją kolka niż skutki szczepienia. Na zdjęciu nasza kochana córcia z dwoma plasterkami w słoniki na udkach.
Następne kłucie dopiero za dwa miesiące. I bardzo dobrze.
Article Categories:
Z życia wzięte