Całą gromadką wybraliśmy się dziś na wielki polski dzień dziecka do polskiej szkoły w Galway. Teatrzyk był… ciężko mi to nawet opisać bo zdaje się że tylko nam się nie podobał. Nikogo spośród zgromadzonych nie zdziwiło wrzucanie czarownicy do pieca i to jak się w nim wiła w procesie spalania, bicie dziada po plecach i ogólne szerzenie zła na scenie teatrzyku kukiełkowego. Zmyliśmy się szybciutko na śniadanie, bilard i kulki. Niki bawiła się zacnie i prawie niczego się nie bała na placu zabaw. Mówię prawie bo duża zjeżdżalnia jest nie do pokonania 😉